Słyszeliście pewnie (lub może wcale niekoniecznie) o filmie z 2021 roku pt. „Ostatni pojedynek”, który zginął w cieniu „Diuny” i „Bonda”, niestety. „Ostatni pojedynek” to opowieść na motywach prawdziwej historii, dziejąca się w XIV-wiecznej Francji. Tytułowy ostatni pojedynek toczą ze sobą rycerz Jean de Carrouges i jego były przyjaciel Jacques Le Gris – a jest to pojedynek szczególny, ponieważ stawką jest życie żony Jeana de Carrouges – Marguerite. Jak do tego doszło: Marguerite oskarża Jacquesa Le Gris o gwałt, a sąd boży w postaci ostatniego pojedynku ma rozstrzygnąć, czy kobieta mówi prawdę – jeśli jej mąż pojedynek wygra, to według zasad jakiejś logiki oznacza, że Marguerite istotnie mówi prawdę. Natomiast jeśli nie, to problem, bo nie dość, że zostałaby oskarżona o paskudne pomówienia, to jeszcze za karę cyk, na stos.
No i co się okazuje. Jakiś czas później natknęłam się na historię ekstremalnie podobną, która jednak kończy się zgoła inaczej. Przenosimy się do wieku XV, w sam środek wojny stuletniej, w okolice Prowansji. Marguerite de Bressieux razem ze swoimi damami dworu chilluje w zamku swojego ojca. Wtem zjawia się Louis de Chalons, książę Orange, który z jakiegoś powodu czuje się upoważniony, by zaatakować zamek, napaść na przesiadujące w nim kobiety i zgwałcić je. Plotka głosi, że pewien historyk określił ten incydent jako „ostatnią zniewagę”… Jakiś czas później grupa francuskich rycerzy pod dowództwem Raoula de Gaucourta, gubernatora Dauphine, idąca na Louisa de Chalons spotkała po drodze gromadę 12 tajemniczych odzianych w czerń i białe szale rycerzy. Mało tego, wataha enigmatycznych wojowników niosła sugestywną flagę z pomarańczą nabitą na lancę oraz z podpisem „Ainsi tu seras” – „Tak skończycie”. Była to grupa pod dowództwem Marguerite, która powitała mężczyzn następującymi słowami:
„Jeśli nasze ręce są słabe, nasze serca są silne – i nie ugną się przed niczym innym jak przed zemstą. Jako ofiary najbardziej tchórzliwej, najbardziej niegodziwej zniewagi – chcemy zmyć ją krwią.”
Początkowo sceptyczny, Raoul de Gaucourt został finalnie przekonany przez stanowcze wojowniczki – tym samym grupa dołączyła do napotkanych szeregów i została częścią armii króla francuskiego.
Niedługo później nadarzyła się okazja do tego, by kobieca wataha udowodniła swoją wartość w bitwie – podczas walki o Autun. Wojowniczkom udało się znaleźć wśród wojujących swoich oprawców – przed każdą egzekucją kobiety ujawniały swe prawdziwe oblicza, aby napastnicy wiedzieli, kto po nich przyszedł. Niektórzy rycerze brali te tajemnicze postaci w czerni za duchy, które przyszły po nich prosto ze świata umarłych, by raz na zawsze rozprawić się z tragiczną niesprawiedliwością i żeby ich dusze zaznały spokoju.
Dokonując dzieła Marguerite również przyszło pożegnać się ze światem – jej pierwsza bitwa była również jej ostatnią. Zmarła jeszcze przed świtem i została pochowana z rycerskimi honorami.
Niektórzy uważają, że historia Marguerite de Bressieux jest bardziej legendą niż prawdą, natomiast jeśli istotnie jest to legenda – skąd w XV wieku popyt na takie historie?
Postać Marguerite jest dla mnie ekstremalnie ważna, ponieważ praktycznie zapoczątkowała moje dogłębne poszukiwania i rozpoczęła tworzenie Subiektywnej Encyklopedii Herstorii Osobliwych, była też pierwszą ilustracją, którą wyczarowałam na potrzeby mojej również pierwszej kolekcji haftowanych ilustracji zatytułowanej „Thus You Shall Be” – „Tak Skończycie”. Możecie obejrzeć ją tutaj:
A jeśli...
…chcesz kupić linoryty inspirowane postaciami kobiecymi z legend, mitów oraz historii powszechnej, to zapraszam Cię do Sklepu Osobliwego.